W poprzednim tekście napisałem troszkę o praktyce używania muchomora czerwonego w terapii homeopatycznej oraz jego kojących nerwy właściwościach.
Nie byłbym sobą, gdybym nie przetestował homeopatycznego grzyba w praktyce medytacyjnej i jodze snu. Jako odwieczny przyjaciel kapeluszników, oobenauta, osoba sensytywna i prawdopodobnie mająca bardzo bardziej wyrobione receptory substancji amanitowych postanowiłem po intuicyjnej podpowiedzi zaopatrzyć się w Agaricusa muscariusa. Z poziomu mentalnego nie liczyłem na wiele, bo to nawet nie podchodzi pod mikrodawkowanie. Czytałem też trochę solidnych argumentów naukowych odnośnie homeopatii i dlaczego ona działać w żadnym przypadku nie może. Jeśli już, to najwyżej jako 'efekt placebo'.
Jednak tego dnia towarzyszyło mi bezchmurne niebo, liczba 33 i koincydencje. Od rana coraz więcej. Pierwsze Anioły, zaklęte w żabie stoły, gdy nawiążą relację z człowiekiem jako wyjątek wśród enteogenów potrafią zwiastować się w snach i przyciągać inne niewytłumaczalne synchroniczności. W sporej ilości.
Wieczorem parę godzin po kolacji przystąpiłem do akcji. Spokojnie, intencja, medytacja, relaksacja. 4 granulki (5 CH) rozpuściły się pod językiem po kilkunastu minutach. Położyłem się na stronie mniej aktywnej (lewy bok dla osoby praworęcznej) w pozycji embrionalnej i zamknąłem oczy. Po zaśnięciu natychmiast pojawiła się krótka, ale niezwykle barwna i klarowna wizja Pi i Sigmy z Matplanety w bogatym futurystycznym podrasowanym wydaniu. W szokująco realnej wysokiej rozdzielczości, dawno zapomniani telewizyjni bohaterowie mojego dzieciństwa stali nocą w niemieckim iglastym lesie. Emanowali żywotnym olśniewającym blaskiem. Tęczowe światło opiewało ich nadrealne gumowo-srebrne kombinezony i metaliczne roześmiane gruszkowate dziecinne twarze. Zszokowany i oczarowany chłonąłem ten cudowny soczysty obraz. Czułem doenergetyzowanie, optymizm, fascynację i jednocześnie zdziwienie wysokiego stopnia. Pamiętam większość snów, często są one fantastyczne, a nawet swiadome, jednak tak intensywnie nasyconego kolorami ożywczego spektaklu nie doświadczyłem od lat. Podnoszące wrażenie obcowania z niepojmowalnymi subtelnymi warstwami przyszłości i wielką mistyczną tajemnicą kontrastowało z dziecięcą radością.
Googlując rano dwie postacie uświadomiłem sobie, jak bardzo różniły się od tego pobudzającego przekazu, który jasno-widziałem wieczorem. W prl-owskim oryginale nosiły matowe tandetne kombinezony i prowizoryczne emblematy greckich liter π i Σ na piersiach w miejscu czakry serca. Od mniej więcej 2012 roku wszędzie tych liter jest pełno, a jeszcze wcześniej nieświadomie sam też zacząłem je wplatać w moją twórczość.
Kolejny sen nad ranem zdawał się obejmować gigantyczną czasoprzestrzeń. Polska. Ciepłe lato. Słoneczny bezwietrzny dzień. Czyste niebo. Olbrzymi las, brzozy, mnóstwo drzew, moi bliscy i dalsi przyjaciele, setki jeśli nie tysiące ludzi. Wielka ceremonia lub rytuał. Wspólna cisza, śpiewanie i granie na instrumentach muzycznych. Holograficzne eteryczne nieznane mi symbole przenikające materię przyrody. Mimo przytłaczającej dziwności towarzyszyło nam uczucie radości.
Następną opalizującą świetlistą wizję miałem kilka dni potem, zasypiając w srebrnej komorze kojarzącej mi się z samolotem (albo statkiem π i Σ ).
Ciśnienie w komorze normobarycznej (1500 hPa) jest takie, jak przed potopem. Dzięki temu zwiększa się produkcja komórek macierzystych, które regenerują cały organizm.
Większe ciśnienie i większa ilość dwutlenku węgla (0,5-1,0 %) sprzyja podobno przyswajaniu tlenu przez komórki człowieka, zdrowiu, wzrostowi i długowieczności. Drzewa w Edenie były niegdyś ogromne jak w filmie 'Avatar', a pradawni jogini, Adam, Noe i bohaterowie biblijni żyli po 300-900 lat. Tak przynajmniej twierdzi twórca tego wynalazku, doktor Jan Pokrywka.
Rozmawiałem z moimi nowo poznanymi przyjaciółmi stosując metodę 'radykalnej szczerości'. Potem nastąpiła powtórka z rozrywki. Po przyjęciu czterech granulek Agaricus muscarius (5 CH), zrelaksowaniu się i zamknięciu oczu natychmiast zapadłem w sen i ujrzałem delikatne złote słowiańskie wzory oraz żywe światełka odbijające się w jakby płynnych kryształkach. Gdy dotknąłem środka klatki piersiowej pojawiła się niezliczona ilość samopowielajacych się maleńkich kryształowych, tęczowych i złotych faworków emanujących uczuciami akceptacji, wybaczenia i błogości.
Fraktalna fontanna miłosierdzia, prosto z serca. Niedowierzając trochę w to co się dzieje, delikatnie powtarzałem ten gest i za każdym razem dostawałem w prezencie ferię dzwoniących świetlistych złotych serduszek i uzdrawiających duszę uczuć.
Homeopatyczna kolacja = malarska inspiracja. Kolejne sny zdawały się bardzo łagodnie naświetlać i kształtować mój charakter alegorycznie podanymi informacjami. Niosły istotne podpowiedzi odnośnie cierpliwości i wyrozumiałości, oraz jak łatwiej przejawiać te jakości.
W pewnym momencie przypłynęło mi wyjaśnienie dlaczego jest tyle świetlistości i złotej farby u Inków, na posągach Buddy, w ikonach, u Cystersów i w sztuce baroku. DoświadczaliśMy tej uzdrawiającej łaski od zawsze. Tysiące inkarnacji, wśród wszystkich nacji. Miarą miłości Boga jest miłość bez miary. Cuda i czary. Nieważne jakie czasy, meczety, kościoły, czy lasy. Czyste serce, widzi więcej.
Prawdopodobnie Hildegarda z Bingen też coś o tym wiedziała.
Po kilku godzinach snu w komorze czułem się wyspany i pełny energii. Nosiło mnie do tego stopnia, że poszedłem biegać do lasu. Może doktor Pokrywka ma rację, i homeopaci też. Może woda pamięta, a granulki czasem działają (przynajmniej w przypadku niektórych (Pi) lotów testowych ;)
wow, czy stosowales jeszcze te srodki czy to byl tylko jednorazowy efekt?
OdpowiedzUsuń